wspolny balowy/imprezowy.

Cała sala lśniła od fioletowego światła reflektorów, które odbijało się w kryształowych zdobieniach.
Saszka idealnie wpasowała się strojem w kolor, poprawiła delikatnie swoją fioletową sukienkę i usiadła. Aha, ciekawe czy przyjdzie ...

zastanawiał się czy to będzie kolejna impreza dla emerytów czy wreszcie będzie coś do ludzkiej zabawy na jego poziomie... jego poziom? chyba to, ze będzie mógł palić trawkę gdzie chce i spożywać nadludzie ilości alkoholu. oparł się o barierke stojąc na którymś tam stopniu i przyglądał się ludziom, który mają to przygotować do reszty.

yhym, podeszła do Gore i usmiechnela sie.

uśmiechnął się również mówiąc 'cześć'. hę.
- ciekawie to chyba będzie tutaj dopiero wieczorem - spojrzał na salę widząc pustki, hm. nie ma to jak rozruszana impreza - o ile ktoś przyjdzie - wzruszył ramionami. skąd wiedział, może tutaj są same kujony które sobotnią noc spędzą na nauce.

- Jak czujesz się w naszym amerykańskim świecie, słońce? - powiedziała i stanęła na przeciw niego seksownie uśmiechając się kącikiem ust. Aha, skąd ona to znała.

- wiesz, jedyną rzeczą jakaś zdąrzyłem tutaj zobaczyć to dziedziniec, twój pokój, mój pokój i basen, ale na razie dobrze - pokiwał głową poprawiając koszulkę. tak, widział naprawdę dużo i znał tylko jedna osobe, ale się rozkręci.

- a jak podobają Ci się amerykanki? - zapytała

- na razie znam tylko ciebie, więc wyśmienicie - uśmiechnął sie jednokącikowo, znał jeszcze panią żulię z monopolowego, która zbyt urodziwa nie jest. zresztą słyszał, że 60% amerykanek ma nadwagę więc się przeraził, że będzie musiał się zadowalać tylko 40%.

- tylko, że ja nie jestem czystą amerykanką. mam korzenie słowiańskie - wyznała. o tak sasza była mieszanką amerykańskiego ojca i matki czeszki.

- to chyba dobrze, prawda? - uniósł brwi. a on był czystym anglikiem, z krwi i kości, taki bajer. rodzicie się postarali co do narodowości.

- prawda. - odpowiedziała iuśmiechnęła się. zauważyła, że Gore ma takie mega kości policzkowe.

dobrze, więc wtedy gdzieś poszli nie wiem gdzie, teraz zaczynamy od nowa, bo nie pamiętam na czym się skończyło.
siedział na ostatnim schodku patrząc na dalej pustą sale, twierdził że dupa z mega imprezy w jego ulubionym klimacie. tupał lekko nogą w rytm piosenki lecącym z jego ajpoda.

usiadla obok niego, jakby nigdy nic. poprawila fioletowa sukienke i oparla sie glowa o jego ramie. mrauu.

odłożył gdzieś ajpoda, pewnie za siebie, lub do kieszeni, nieważne.
- co jest? zmęczona imprezą? - roześmiał się widząc stan 'megabiby' przed sobą. i objął ją gdzieś na wysokości nerek.

- pewnie. - mrugnęła - ej, nie chciałbyś się gdzieś przejść? - powiedziała i przytuliła się do niego.

- a gdzie chcesz iść? - uniósł jedną brew, taki bajer, bo ja tak nie umiem, a nawet jak zrobie wyglądam jak idiota. znaczy on pójdzie gdzie ona chce. prawda.

ja tez nie umiem :C. gupie brefki.
- chodz do kuchni, to zrobie ci krem orzechowy - powiedziala. aha, sama ta mysl ja rozweselala, sasza mistrzynia kuchni, na Boga, dobrze, ze ten krem chociaz umiala zrobic, dla niego wszystko.

- dobrze - uśmiechnął się, był trochę zdziwiony, że umie gotować ale nie miał takiej miny jak ja kiedy znalazłam właśnie cztery kubusie w swojej szafie. zacząć?

okej.